Po kursie lawinowym postanowiłem od razu pójść za ciosem i pojechałem na Kurs Turystyki Zimowej. Było to o tyle skomplikowane, iż kurs zaczynał się w czwartek na Słowacji, a ja w czwartek wieczorem przylatywałem z grupą z Kuby do Warszawy. Ale jak ma się motywację to, żadne przeszkody nie staną nam na drodze.
Więc nocny pociąg do Krakowa, o czwartej rano wpadam do domu, szybki prysznic, zostawiam walizkę, już wcześniej przygotowany plecak wrzucam do auta i ruszam w drogę. Dwie godziny później jestem już na szlaku, przede mną jeszcze około 2,5 godziny drogi do schroniska.
Kurs odbywa się w przepięknym miejscu – w słowackich Wysokich Tatrach – w Chacie przy Zielonym Stawie Kieżmarskim. Gdy docieram na miejsce okazuje się, że grupa właśnie wyszła w góry. Więc szybkie wypakowanie sprzętu i ich gonię :)
Tego dnia zajęcia na szczęście odbywały się niedaleko od chaty. Przy takiej jednej wielkiej skale cały dzień uczyliśmy się jak zjeżdżać na linie, jak na niej się podciągać, jak się asekurować. Uczymy się podstawowych węzłów, pracy w grupie. Dzień mija błyskawicznie. Naszymi nauczycielami są Sebastian Fijak i Piotr Picheta z lawiny.com. Zajęcia przerywamy jedynie na ciepłą herbatę z termosu i przekąski aby dodać sobie energii.
Większość czasu jednak spędzamy wisząc na linie. Gdy zajęcia zbliżają się do końca pada hasło – zeszła lawina, są ofiary – czas start. To Sebastian rano zakopał w śniegu nadajniki i my teraz jak najszybciej mamy nasze „ofiary” jak najszybciej znaleźć. Liczy się każda minuta, czy wręcz sekunda. Przestawiamy nasze detektory lawinowe na „szukaj”, porywamy łopaty i sondy lawinowe.
Udało się! Okazało się, że były dwie „ofiary”, a nam oba nadajniki udało się zlokalizować i odkopać w mniej niż 15 minut. Czyli w czasie dającym największe szanse na przeżycie osobie porwanej przez lawinę. Dumni i zmęczeni po całym dniu intensywnych wrażeń wracamy do schroniska na obiad. Ale to jeszcze nie koniec zajęć.
Wieczorem szkolenie teoretyczne, a potem integracja. Ta dla mnie po dwóch nieprzespanych nocach szybko się dla mnie skończyła, ale takie zmęczenie jest niezwykle przyjemne.
Sobota. Dzisiaj szkolimy się na lodzie. Sebastian z Piotrem znaleźli nam kawałek fajnego lodospady, na którym uczymy się wspinać z czekanem. Chętni mogą również to zrobić z dwoma dziabami. Piotr założył linę asekuracyjną i po kolei przechodzimy tam i z powrotem nasz lód. Na początku jest to pewne wyzwanie, gdy nigdy czegoś takiego wcześniej się nie robiło, ale wraz z upływem czasu wszystkim idzie to coraz sprawniej i łatwiej.
W między czasie część osób zaczęła przygotowywać nam schronienie. Czyli tak jak na kursie lawinowym dziś dzień fizyczny – machania łopatami. Po kilku godzinach mamy prawdziwy apartament! Jak widać na zdjęciach poniżej wszystkim udało się w nim nawet wygodnie pomieścić. Jak by była taka potrzeba noc byśmy przetrwali :)
Na koniec dnia szkolenie w chodzeniu gdy jest się powiązanym liną z partnerami. Idziemy dwoma czwórkami. Zakładamy punkty asekuracyjna, likwidujemy i przemieszczamy się w trudnym terenie. Po dojściu na półkę skalną przygotowujemy stanowisko do zjazdu. W dół zjeżdżamy już po zmroku przy świetle czołówek.
Gdy docieramy do schroniska zasłużony obiad już czeka. I znowu, nie ma czasu na odpoczynek. Tylko kolejna porcja szkolenia teoretycznego. Ale oczywiście bez kufla piwa i małej integracji się nie obejdzie.
Niedziela. Ostatni dzień szkolenia. Ależ ten czas niezwykle szybko leci. Tego dnia poznawaliśmy między innymi techniki wyciągania kogoś ze szczeliny na lodowcu. Uczyliśmy się konstruować wyciągarki i mogliśmy się osobiście przekonać, że wyciągnięcie samodzielnie kogoś kto wpadł do takiej szczeliny jest niezwykle trudne.
I tym sposobem te kilka dni minęło jak kilka godzin. Poznałem w tym czasie niezwykłych ludzi tak samo zakręconych jak ja;) A może jeszcze bardziej. Mam nadzieję, że będzie nam jeszcze kiedyś dane spotkać się na szlaku i wypróbować w praktyce całą tą wiedzę, której się nauczyliśmy.
Dziękuję wszystkim za wspaniałe towarzystwo, instruktorom za kapitalne szkolenie i atmosferę. I Chacie przy Zielonym Stawie Kieżmarskim, która jest wyjątkowym miejscem. Na pewno jeszcze tam wrócę.
[…] tu przypadkiem, a dokładnie rzecz ujmując, byłem tu po raz pierwszy podczas Kursu Turystyki Zimowej. I od razu miejsce to mnie […]