Jadąc do Korei Południowej nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jest to przede wszystkim kraina gór. I to w dodatku z tak świetnie rozwiniętą infrastrukturą turystyczną, dobrze oznaczonymi szlakami i schroniskami górskimi. Jednym słowem kraj ten okazał się być rajem dla miłośników górskich wędrówek.
Zacznijmy od tego, że w Korei to wszystko funkcjonuje nieco inaczej niż u nas. Można by powiedzieć, że ta turystyka jest bardziej odpowiedzialna i ekologiczna. Wstęp do parków narodowych jest płatny (Seoraksan to 3500 Wonów), a szlaki są zamykane po zmroku. I jest to dosyć skrupulatnie przestrzegane – na szlakach są tablice informacyjne, mówiące o tym, że jeżeli przyjdziemy w dane miejsce po określonej godzinie to nie wolno nam już iść dalej tylko musimy zawrócić. Jest też kilka punktów w których jest to sprawdzane. W schroniskach przyjmowane na nocleg są tylko osoby, które wcześniej zrobiły rezerwację noclegu. I są to prawdziwe schroniska górskie, a nie hotele jak to często się u nas zdarza.
W dzień obiekty te są zamknięte, dyżurują w nich jedynie pracownicy parku. Jest niewielki sklepik, w którym można kupić butelkę wody, kleik ryżowy i niewiele więcej. Nawet wrzątku nie dostaniemy. Dlatego miejscowi wszystko noszą ze sobą, włączając w to kuchenkę gazową. Nie ma też koszy na śmieci, obowiązuje bezwzględnie przestrzegana zasada, że to co przynieśliśmy, mamy zabrać ze sobą. Dotyczy to również rzeczy które kupiliśmy w schroniskowym sklepiku. Pod wieczór osoby które mają rezerwację mogą się zakwaterować. To znaczy opłacić nocleg i ewentualnie wypożyczyć koc. W zamian dostaje się pokwitowanie miejsca na drewnianej podłodze w jednej dużej sali. Nic więcej nie ma, ani łóżek, materacy, czy łazienki. Dostajemy kawałek podłogi, który rano należy opuścić bo w ciągu dnia drzwi schroniska jak mówiłem pozostają zamknięte.
Koreańczycy do tego stopnia dbają o przyrodę i czystość, że gdy rano myłem zęby przed schroniskiem to zwrócono mi uwagę, że nie powinienem tego robić bo wypluwając pastę na ziemię zanieczyszczam środowisko.
Same szlaki są doskonale przygotowane do poruszania się po nich turystów. Regularnie stoją tablice informacyjne pokazujące cały przebieg szlaku, stopień jego trudności i naszą pozycję, oraz odległości wraz z orientacyjnym czasem przejścia do poszczególnych punktów. W trudniejszym terenie stoją drewniane kładki, czy mosty. Na błotnistych szlakach ułożone są sznurowe maty ułatwiające poruszanie się.
Kultura poruszania się w górach również mnie zachwyciła. Jest naprawdę czysto, żadnych śmieci. Jest cicho, żadnych wrzasków. Po prostu każdy chce się delektować pięknem przyrody i jak najmniej w nią ingerować. Standardem jest też pozdrawianie mijanych osób na szlaku.
My w Parku Narodowym Seoraksan spędziliśmy kilka dni, przez większość czasu mieszkając w hotelu około 30 minut jazdy miejskim autobusem od głównego wejścia. Ale zrobiliśmy sobie również dwudniową wycieczkę na trzeci najwyższy szczy Korei Południowej Daechongbong (1708m. n.p.m.). W jej trakcie nocowaliśmy w jednym z górskich schronisk.
Do wędrówki wystarczy tak naprawdę podstawowe wyposażenie, dobre buty (mogą być poniżej kostki), dobra kurtka oddychająca przeciwdeszczowa, jako, że ogólnie jest ciepło. Koce do spania pożyczyliśmy w schronisku, a wodę zagotowali nam poznani w schronisku Koreańczycy.
Do tego park jest na tyle duży, że na szlakach nie ma tłumów. Oczywiście poza tymi najprostszymi przy samym wejściu. Z tłumem należy się też liczyć przy stacji kolei linowej. Wwozi ona na jeden z okolicznych szczytów, z pięknym widokiem więc tu lądują Ci wszyscy którzy przyjechali tylko na jeden dzień lub nie lubią / nie mogą chodzić na dłuższych trasach.
Przy wejściu możemy także zwiedzić urokliwą świątynię buddyjską, zjeść coś w kilku restauracjach (ceny dosyć sensowne), czy dostać mapki oraz sprawdzić prognozy pogody w informacji turystycznej.
Mając kilka dni można tak jak my na spokojnie zobaczyć wszystko co najciekawsze. 2 dni to wejście na szczyt Seoraksan wraz z noclegiem. Jeden dzień to wejście na piękne pionowe skały Ulsanbawi, wjechać koleją linową Gwongeumseong, czy przejść się do urokliwych wodospadów Biryong.
Dla mnie był to zdecydowanie numer jeden jeżeli chodzi o to co widzieliśmy w Korei Południowej. Piękne góry, piękna roślinność, dobra infrastruktura turystyczna powstała tak aby jak najmniej ingerować w przyrodę. Do tego wyjątkowa czystość i przesympatyczni ludzie na szlaku.
Park Narodowy Seoraksan obejmuje swoją powierzchnią 163,6 km2 i jest wpisany na listę UNESCO. Możemy tu spotkać ponad 1013 gatunków roślin, i ponad 1500 gatunków zwierząt.
Po zejściu ze szlaku i wyjściu z Parku, można pójść na dobrą rybkę „prosto z morza” lub na koreańskie wino prosto z butelki na piaszczystej plaży w pobliskim Sokcho. I to chyba jest najpiękniejsze połączenie góry i morze w jednym :)
Jeżeli szukacie fajnego zakwaterowania w okolicy Parku to mogę polecić:
Hotel w centrum Sokcho: With U Hotel & Guesthouse.
Wspaniały pensjonat w górach: Seorak Pension.