O’ahu było czwartą odwiedzoną przez nas hawajską wyspą. Jednocześnie byliśmy tu też najkrócej bo trzy noce, ale tylko dwa dni. Przylecieliśmy tu z Kaua’i późnym wieczorem, a ostatniego dnia wcześnie rano mieliśmy wylot do Los Angeles. Tak jak wcześniej lecieliśmy liniami Hawaiian Airlines, a na lotnisku odebraliśmy samochód zarezerwowany już wcześniej, w wypożyczalni Alamo. Tym razem padło na Subaru Forester, w którym się zakochałem :)
O’ahu zdecydowanie różni się od pozostałych hawajskich wysp. To tu znajduje się centrum administracyjne i jedyne duże miasto – Honolulu. Zupełnie inaczej też się jeździ, wszędzie do tej pory były zwykłe jednopasmowe drogi z małym lub umiarkowanym ruchem. Tu po wyjeździe z lotniska wpadłem na autostradę z 7 pasami w każdą stronę. I w dodatku te siedem pasów potrafiło być kompletnie zakorkowane. Najbardziej stresujące było to ostatniego dnia rano, gdy jechaliśmy na lotnisko. Było to przed 6 rano, a już zaczęły się tworzyć korki, w dodatku w gmatwaninie miliona różnych zjazdów, pomyliłem ten właściwy i utknąłem na 15 minut. Dobrze, że mieliśmy zapas czasu.
Po samym Honolulu, jeździło się dosyć łatwo, bez problemu udawało nam się tez znajdować parkingi (płatne). Podjechaliśmy też na najsłynniejszą plaże na Hawajach czyli Waikiki, ta jednak nas mocno rozczarowała, jako, że jest obecnie zabudowana wielkimi hotelami. Samo Honolulu to po prostu wielkie miasto. Dosyć przyjemnie nam się chodziło po uliczkach w dzielnicy Waikiki, udało nam się też znaleźć tam Paia Fish Market. Choć inne restauracje z tej serii na poprzednich wyspach serwowały lepsze jedzenie.
Na O’ahu najłatwiej też jest się wybrać na różne występy lokalnej kultury, My byliśmy w Chiefs Luau. Fajne, choć chyba nie warte tej ceny (najtańsze bilety po 99 USD).
Wybór noclegów na O’ahu był dosyć spory. My wynajęliśmy pokój przez Airbnb, w zachodniej części wyspy przy końcu autostrady H1. Miejsce z dala od gwaru Waikiki, jednocześnie z dobrym dojazdem do większości miejsc, które chcieliśmy odwiedzić.
Chyba najbardziej opierałem się przed Pearl Harbor, z tego powodu, że ja najbardziej lubię zwiedzać przyrodę. Ale ostatecznie okazało się to dla mnie najciekawszym miejscem na wyspie i ostatecznie nawet trochę żałuję, że nie przeznaczyliśmy na nie więcej czasu. Pancernik USS Missouri zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Dosyć fajna była także Laniakea – plaża na północy, gdzie pojechaliśmy oglądać żółwie morskie. Za to plantacja ananasów Dole mocno mnie rozczarowała.
Ogólnie tak jak się spodziewałem O’ahu podobało mi się najmniej z tych czterech hawajskich wysp jakie widzieliśmy. Choć może zabrakło nam jednego dnia aby zobaczyć więcej przyrody we wschodniej części. Co nie zmienia faktu, że całościowo Hawaje są przepiękne i warto je odwiedzić, również wraz z samym O’ahu. Ale to na pozostałych wyspach przyroda zachwyca :)
Noclegi na O’ahu najlepiej znaleźć sobie w Honolulu lub okolicy.
Jako opcję budżetową polecam serwis Airbnb.
Booking.com
USA to kraj, którego nie zwiedzimy nawet w ciągu jednego miesiąca. Musimy poświęcić nas to znacznie wiecej czasu. Warto pomyśleć o ubezpieczeniach turystycznych, ponieważ w trakcie podróży do USA wzdłuż i wszerz czeka nas długa droga, często z przygodami. Ameryka jest nieprzewidywalna.
Myślę, że rok to może być mało. Ale to wielki kraj.