Dzień 13. Wstaję wcześnie. Budzik dzwoni o piątej rano, wyglądam za okno i widzę wspaniały wschód słońca. Kilka pierwszych minut po przebudzeniu poświęcam na podziwianie i robienie zdjęć tego pięknego spektaklu rozgrywającego się na niebie. Dalej już standardowo, śniadanie i wychodzę parę minut po szóstej. Zostały mi 24 kilometry do Prudnika, ale chciałbym dziś jeszcze wrócić do domu, stąd tak wczesna pora. Drugim powodem są prognozy pogody, mówiące o deszczu i burzach po południu.
Stoki Biskupiej Kopy i sąsiadującej Srebrnej Kopy są w dużej mierze pozbawione lasu. Podobno zeżarły go szkodniki. Smutno to wygląda. Sam szczyt Biskupiej Kopy jest jeszcze zalesiony. Szybko się tam wspinam. Wieża widokowa jest jeszcze zamknięta, obok buduje się schronisko, ale zdaje się, że już tak wiele lat się buduje. Za to można zobaczyć „skansen” starych samochodów budowlanych. Szlak jest teraz całkiem przyjemny i dobrze oznaczony.
W Wieszczynie przechodzi obok schroniska PTSM, które wygląda na dopiero co wyremontowane – dobra miejscówka na nocleg. Niestety recepcja czynna dopiero od 10:00, więc pieczątki nie dostałem.
Idąc dalej otacza mnie masa muszek. Nie ma możliwości stanąć na chwilę, bo od razu jest się całym czarnym od tego co człowieka obsiadło. Przed Prudnikiem szlak nieco zmienia swój przebieg w stosunku do mapy i wyprowadza na szczyt Klasztornej Góry (Koziej Góry) z platformą widokową. Potem zostaje już godzina asfaltu do miasta.
Po raz trzeci napiszę – jak dla mnie szlak powinien zostać skrócony do Złotego Stoku, a nie wydłużony do Prudnika. A już zupełnie bez sensu jest drałowanie z centrum Prudnika na dworzec PKP, jakimiś bocznymi uliczkami, gdzie w nocy można by się czuć niepewnie, na drugi koniec miasta. Dworzec PKP jest oddalony o około 20 minut marszu od centrum, a jako, że i tak prawie nic z niego nie jeździ, po zrobieniu zdjęć „czerwonej kropki” trzeba się wrócić na dworzec PKS, który jest zlokalizowany w pobliżu rynku.
W Świeradowie Zdroju szlak obecnie zaczyna się właśnie przy „dworcu” PKS i tu logicznym było by to samo. Ewentualnie mógłby dochodzić do rynku, który jest bardzo ładny. Ale nie dalej!
Po zrobieniu sobie zdjęć na końcu szlaku wracam do centrum. Do autobusu mam około godziny czasu, więc decyduję się na obiad w jedynej restauracji jaką zobaczyłem na szlaku – na samym rynku. Obiad dnia, rosół i schabowy za 16 zł.
Prognozy pogody w tym momencie zaczynają się sprawdzać. Zaczyna lać. Wykorzystuję kilka minut przerwy w deszczu, aby dobiec na dworzec. Koniec szlaku.
Koniec wspaniałej przygody!
Będzie mi brakowało tego wędrowania. Sudety, w których do tej pory dosyć rzadko bywałem bardzo mnie oczarowały. Są piękne i na pewno będę teraz częściej tu przyjeżdżał.
A mnie zostało już tylko dojechać do Opola, gdzie po godzinnej przerwie w podróży mam pociąg do Krakowa. Wieczorem ląduję we własnym łóżku. Tak, to też jest przyjemne :)
Czas: szedłem od ok. 6.15 do ok. 12.45 z jednym dłuższym i kilkoma krótkimi przerwami
Dystans: ok. 24 km
Gdzie spałem: –
Możliwe posiłki na trasie: Prudnik
Sklep: Prudnik
Bankomat: Prudnik
Potencjalne noclegi: Prudnik
Uwagi: Stacja PKP gdzie kończy się / zaczyna czerwony szlak jest około 20 minut drogi od centrum miasta.
Podziękowania za wsparcie dla:
Sympatyczna relacja. Nieco aktualności o tym, co się wydarzyło po 2017 r. Szczytowe partie Gór Opawskich solidnie zarastają już nowym lasem, tym razem mieszanym, a nie świerkową monokulturą, jak to było wcześniej, co daje nadzieję, że przetrwa następne, trudne dla drzew okresy suszy i ataku szkodników. Przy „kropce” w Prudniku PTTK ustawiło nową, ładną, tablicę GSS-u. Również w Prudniku każda osoba kończąca GSS ma możliwość otrzymania bezpłatnie certyfikatu ukończenia szlaku w trzech miejscach na terenie miasta (ratusz, schronisko młodzieżowe, redakcja Tygodnika Prudnickiego) oraz okolicznościową pieczęć. W redakcji można również kupić GSS-owy „kubek zdobywcy GSS”.
Koniec szlaku – kolejowy czy autobusowy? Teoretycznie masz rację, dw. autobusowy (zresztą w 2023 r. całkowicie przebudowany i nowoczesny) jest obecnie lepszym węzłem komunikacyjnym od dworca kolejowego. Tylko… 1. Cały czas jest walka o to, żeby połączenia kolejowe przez Prudnik wróciły do normalności, czyli rozsądnej częstotliwości. A więc dziś jest kiepsko, co nie znaczy, że za jakieś 5 lat będzie ok, więc zmienianie co chwilę końca szlaku byłoby kiepskim pomysłem. 2. Mimo wszystko część osób zaczynających lub kończących GSS korzysta z kolei i tak układa marsz, żeby trafić na zaplanowany pociąg. 3. Tradycja. Ten argument można uznać za śmieszny, ale w tym miejscu szlak czerwony Gór Opawskich, a obecnie GSS, znajdował się od kilkudziesięciu lat. Moim zdaniem tylko w przypadku całkowitej likwidacji połączeń kolejowych w Prudniku, przeniesienie końca GSS na dworzec autobusowy byłoby uzasadnione.
Jeszcze temat przedłużenia GSS o odcinek Paczków – Prudnik. Główną intencją było połączenie Gór Opawskich z pozostałą częścią Sudetów, dlatego odcinek Paczków – Głuchołazy jest właściwie łącznikiem między nimi. Mało osób podnosi ten argument, ale zdaje się, że przedłużenie GSS na wschód znacznie podniosło świadomość i wiedzę, że polskie Sudety nie kończą się na Górach Złotych, ale są jeszcze Gór Opawskie. Kto też powiedział, że GSS ma mieć wyłącznie cechy górskie? Sudety to również ich przedgórze, dlatego ten równinno-pagórkowaty odcinek szlaku w powiecie nyskim jest jakąś formą pokazania nieco innego oblicza tego pasma. Oczywiście szkoda, że szlak nie przebiega po drogach i ścieżkach poza asfaltem, ale taki urok tych okolic. Są pomysły, żeby przeprowadzić ten odcinek (na przykład Zloty Stok – Głuchołazy) przez „górskie” Czechy… Pozdrawiam i gratuluję przejścia GSS!