Dzień 12. Dalej nie rozumiem sensu wydłużenie Głównego Szlaku Sudeckiego. Powiem więcej, powinien zostać skrócony do Złotego Stoku. Wtedy pozostał by pewien niedosyt. A tak są (w moim przypadku) dwa dni i jakieś 60 kilometrów marszu w większości asfaltem. Bez drzew i cienia w którym można by się schować.
Owszem podoba mi się w Górskim Domu Turysty pod Kopą Biskupią. Jest klimatycznie, widoki na okolicę są fantastyczne. Paczków był przepiękny, bardzo miło było się przespać w pałacu w Piotrowicach Nyskich. Ale ta wędrówka asfaltem jest zupełnie bez sensu. Może drogi nie są zbytnio uczęszczane, ale jednak są, do tego zazwyczaj nie ma pobocza. Naprawdę, to żadna przyjemność tak wędrować kilka godzin.
Złoty Stok – to było by jak dla mnie idealne miejsce na koniec / początek czerwonego szlaku.
Do tego większość dzisiejszego odcinka jest słabo oznakowana. Wygląda to tak jak by wszystkie tabliczki z informacją o GSS, czasówkach, miejscowościach itp znalazły się tam, gdzie da się dojechać samochodem, a z puszką farby w pola wysłano kogoś z ułańską fantazją. Raz sobie częściej pomaluje, a raz w ogóle. Dwa razy na odcinku od Łąki do Głuchołazów szlak wyprowadzał w krzaki przez które nie dało się przejść i trzeba było przedzierać się przez pola rzepaku czy pszenicy. Tylko czekałem, aż mnie jakiś rolnik psami poszczuje ;) Ktoś to z PTTK kontroluje / przeszedł ten odcinek w ostatnim czasie? Już przewodnik Compass z 2015 roku o tym pisze i nic się nie zmieniło.
Ogólnie mogę pochwalić rozpisanie czasówek na szlaku, aż do Bolkowic. Tu znalazłem 3 strzałki w odległości 100 metrów pokazujące czas 2.30 / 1.40 / 2.00 na Biskupią Kopę.
Drugi dzień z rzędu marudzę. Zdecydowanie bardziej wolał bym chwalić, ale co zrobić, czasem trzeba skrytykować.
Jeszcze dopiszę nieco samej relacji z dnia dzisiejszego, żeby nie było tylko negatywnie. Dziś przede mną były 43 kilometry, więc wstałem nieco wcześniej – o piątej rano, a o 6:15 byłem już na trasie. Początek był piękny, słońce malowniczo oświetlało pola, mam nadzieję, że zdjęcia to chociaż w niewielkim stopniu oddają. Potem przez 1,5 godziny lało. Deszcz mi nie przeszkadza, mam świetną pelerynę. Ale mokra trawa, przez którą wtedy musiałem się przedzierać dała mi się we znaki. Reszta dnia była już pogodna, choć w oddali przewalała się burza.
Miejsce w schronisku zarezerwowałem sobie kilka dni temu. Więc standardowo – obiad (polecam pyszne kluski śląskie z gulaszem), prysznic, drugi obiad, trzeci obiad ;) Zbyt dużo ludzi nie ma. Za 28 złotych mam cały trzy osobowy pokój tylko dla siebie. Z pięknym widokiem za oknem.
Fajne miejsce, aby się zatrzymać i jutro rano ukończyć szlak. Mam też nadzieję, że tego samego dnia uda mi się dojechać do Krakowa.
420 kilometrów za mną, 24 jeszcze przede mną. Końcówka nie jest tak spektakularna jak podczas Głównego Szlaku Beskidzkiego, który kończyłem w Bieszczadach i na połoninach. Ale jak mówię, schronisko Pod Biskupią Kopą daje radę.
Na Głównym Szlaku Sudeckim imponujący był za to początek z niesamowitymi Karkonoszami. Gdyby brać pod uwagę tylko odcinek do Złotego Stoku, to zaryzykował bym stwierdzenie, że GSS, bardziej podobał mi się od GSB. Ale przecież to jeszcze nie koniec. Mam nadzieję, że nic nieprzewidzianego nie wyskoczy i jutro dojdę do Prudnika.
Czas: szedłem od ok. 6.15 do ok. 16.45 z jednym dłuższym i kilkoma krótkimi przerwami
Dystans: ok. 43 km
Gdzie spałem: Schronisko PTTK Pod Biskupią Kopą (28zł)
Możliwe posiłki na trasie: Głuchołazy
Sklep: Głuchołazy
Bankomat: Głuchołazy
Potencjalne noclegi: Głuchołazy, Schronisko PTTK Pod Biskupią Kopą
Uwagi: –
Podziękowania za wsparcie dla: