Dzień 11. W przewodniku przeczytałem, że jest to najtrudniejszy odcinek Głównego Szlaku Sudeckiego. I rzeczywiście. 30 kilometrów po płaskim terenie, w większości asfaltem, w większości bez drzew. Słońce przygrzewa, pięty odpijają się na twardym podłożu. Jak na razie nie rozumiem idei przedłużenia szlaku z Paczkowa, do Prudnika. W ogóle, to jak dla mnie, logicznym było by gdyby kończył się w Złotym Stoku.
Gdy wstaję rano, za oknem świeci piękne słońce. Nie muszę się śpieszyć – dziś „tylko” 30 kilometrów, po równym. Wychodzę przed ósmą. Tuż za Złotym Stokiem, wchodząc do Błotnicy Górnej, całkowicie zmienia się pogoda. Nad Złotym Stokiem świeci słońce, gęste chmury spowijają ziemię. Szlak przez moment idzie bardzo ruchliwą drogą numer 46. Częściowo bez pobocza na ostatnich kilkunastu metrach. Ale zaraz skręca w las.
Pomarudzę, ale czasem trzeba. Do tej pory wszystko chwaliłem. Obecnie, szlak wiedzie jak dla mnie, po prostu przez nieciekawe tereny. Powiedział bym nieprzyjemne. Nieco się poprawia droga przy Kol Błotnica. Ale tu na kilkaset metrów wchodzimy w podmokły las z mokrymi trawami. Wyciągam więc kijki i ochraniacze. By 20 minut później je chować, kiedy wychodzę z powrotem na asfaltową drogę. Od teraz, już do końca dnia mi się nie przydadzą.
Paczków. Dosyć szybko tu docieram. Piękna miejscowość. Robię zakupy. Jem obiad. Świetny bar jest na czerwonym szlaku pomiędzy rynkiem, a basztą, gdy już wychodzi się z centrum. Po lewej stronie drogi, w zasadzie przy samym jej końcu. Dobrze, dużo, tanio i szybko. Wychodząc z niego, ledwo się ruszam.
Ale przede wszystkim w Paczkowie, obszedłem sobie całe centrum, naprawdę świetne miasteczko, z takim średniowiecznym klimatem.
Za Paczkowem o już jednak droga przez mękę. Szczególnie, gdy szlak robi wielki łuk w stronę Lisich Kąt. Tak, ładne pola, urocza wioska, ale niczym się nie wyróżniająca. Po co dodawać bez sensu tyle kilometrów, po znowu w dużej mierze asfalcie?
Tym sposobem, mijając kolejne miejscowości docieram do Piotrowic Nyskich. Tutaj kilka dni temu, dzwoniłem zarezerwować sobie nocleg w renesansowym Pałacu z 1660 roku. Wybrałem jednak opcję budżetową i śpię w domu na przeciwko pałacu.
Właścicielami obiektu jest Polsko – angielskie małżeństwo, które go remontuje i próbuje przywrócić mu dawny blask. Już teraz wygląda imponująco, chociaż przed nimi jeszcze masa pracy. Miejsce pełne uroku, na pewno warto się tu zatrzymać na noc, a jeżeli już nie na noc, to przynajmniej na chwilę i obejrzeć wnętrza pałacu.
Jutro ruszam zaś o świcie, chcę przejść 43 kilometry, a prognozy pogody nie są najlepsze. Chciałbym dojść do Schroniska PTTK Pod Biskupią Kopą. Jeszcze będę musiał sporo przemęczyć się asfaltem, ale na wieczór, wejdę znowu w góry. Mam nadzieję!
Czas: szedłem od ok. 7.45 do ok. 16.00 z jednym dłuższym i kilkoma krótkimi przerwami
Dystans: ok. 31 km
Gdzie spałem: Pałac w Piotrowicach Nyskich (50 zł)
Możliwe posiłki na trasie: Paczków
Sklep: Paczków
Bankomat: Paczków
Potencjalne noclegi: Paczków, Piotrowice Nyskie
Uwagi: –
Podziękowania za wsparcie dla: