Dzień 1. Budzik dzwoni o godzinie 6.00 rano… Ależ nie chce mi się wstawać. Za oknem leje, zresztą zgodnie z prognozą pogody. Więc powoli, jak najwolniej – prysznic, śniadanie, herbata… Dalej leje… Godzina 7.00, chyba jednak należało by się zacząć zbierać. Ostatnie dopakowanie plecaka, peleryna założona i około 7.30 jestem na miejscu gdzie zaczyna się czerwony szlak. Czerwona kropka. Druga będzie ponad 500 km dalej w Wołosatem.
Mam maksymalnie 3 tygodnie aby tam dojść. 15. czerwca mam zajęcia na Kursie Przewodników Beskidzkich w Gaudeamusie, właśnie w Bieszczadach. Muszę tego dnia czekać na moją fantastyczną grupę w Bereżkach, zaraz obok Ustrzyk Górnych.
Trzymajcie kciuki, mam nadzieję, że uda mi się dojść w terminie!
A więc startuję w deszczu. Choć prognozy na popołudnie, jak i cały najbliższy tydzień wyglądają bardzo przyjemnie. Zero deszczu, częściowe zachmurzenie. Oby się sprawdziły.
Do schroniska PTTK Równica dochodzę dosyć szybko. Dwie miłe panie są wyraźnie zaskoczone, że ktoś o tej porze tutaj przyszedł. Więc tylko odbijam pieczątkę w książeczce PTTK i lecę dalej. Nawet plecaka nie ściągam, nie chce mi się rozbierać z całej peleryny. Przy okazji zastanawiam się czy lepiej iść w niej czy może ją ściągnąć. Co prawda chroni przed deszczem, ale po chwili podejścia jest się i tak całym mokrym od potu. W każdym razie przez pierwsze cztery godziny marszu mam ją na sobie, chroni nie tylko mnie, ale i mój plecak. Gdy deszcz maleje i już tylko kropi, jednak się jej pozbywam.
Początek trasy jest dla mnie nieco bez sensu. Najpierw w górę z Ustronia na Równicę, aby potem z niej zejść kawałek dalej też w Ustroniu. Następnie zaczyna się solidne podejście na Wielką Czantorię. Wyciąg krzesełkowy nawet jest czynny, mimo, że żywego ducha nie widać. Przy górnej stacji kolejki wszystkie budki oczywiście są pozamykane. Dopiero na Soszowie pokazało się jakieś życie. Czynna jest jedna restauracja i schronisko, które jest pełne dzieci – zielone szkoły. Odbijam pieczątki i idę dalej.
Pierwszy i jedyny dłuższy postój robię sobie w schronisku PTTK Stożek. Gdy tam wchodzę, zastaję, a jakże – zieloną szkołę. Gwar, ruch i wszystko zajęte. Udaje mi się jednak znaleźć wolny kąt i wyciągam swoje zapasy. W końcu nie na darmo je noszę :) Ciepłą herbata – to jest to!
Powoli, też przestaje padać. Pora więc ruszać dalej. Chcę dziś dojść do schroniska PTTK na Przysłopie pod Baranią Górą. Awaryjnie, wcześniej ma być prywatne schronisko Stecówka. To ostatnie okazało się jednak być w remoncie. Kilkanaście metrów dalej, napotykam za to gospodarstwo agroturystyczne. Jako, że mam jeszcze zapas sił, nie jest też późno – idę dalej, zgodnie z pierwotnym planem.
Kryzys przyszedł tak około 30 minut od celu. Wlokę się niemiłosiernie, a schronisko jak na złość nie chce się pokazać. W końcu udaje mi się do niego doczłapać. Wita mnie hufiec harcerzy. Na szczęście są jeszcze miejsca, więc dzisiaj prześpię się wygodnie w łóżku.
Jeszcze tylko schabowy, piwo i wrzątek do własnego kubka. Szybki prysznic i spać. Jutro pobudka znowu wcześnie. Ech, będą zakwasy… Według przewodnika Compass „Główny Szlak Beskidzki” wydanie III z 2015 roku przeszedłem dziś 37,4km. Tak czuję to w nogach… Ale szło się świetnie!
Czas: szedłem od ok. 7.30 do ok. 19.00 z jedną długą i kilkoma krótkimi przerwami.
Dystans: ok. 37 km
Gdzie spałem: Schronisko PTTK na Przysłopie pod Baranią Górą – pokój 2 osobowy (ok. 40zł), kuchnia czynna do godziny 20.00
Możliwe posiłki na trasie: Schronisko PTTK Równica, restauracja i schronisko na Soszowie, schronisko PTTK Stożek, Przełęcz Kubalonka, Schronisko PTTK na Przysłopie pod Baranią Górą
Sklep: Ustroń
Bankomat: Ustroń
Potencjalne noclegi: Schronisko PTTK Równica, schronisko na Soszowie, schronisko PTTK Stożek, Przełęcz Kubalonka, Schronisko PTTK na Przysłopie pod Baranią Górą
Uwagi: –
Podziękowania za wsparcie dla:
[…] przed wyruszeniem na szlak: Kraków – Ustroń Dzień 1: Ustroń – Schronisko PTTK na Przysłopie pod Baranią Górą Dzień 2: Schronisko PTTK na Przysłopie pod Baranią Górą – schronisko PTTK na Rysiance […]