Chiwa Trzecie z serii miast. Samarkanda, Buchara, Chiwa. Podobne do siebie, klimatyczne, piękne. I upalne.

Do Chiwy docieramy po całonocnej podróży pociągiem. Nie ma bezpośredniego połączenia na tej trasie, więc najpierw musimy dostać się do Navoi. Tutaj mieliśmy kilka godzin przerwy na dworcu kolejowym w oczekiwaniu na następny pociąg. Przy kontroli paszportowej (aby wejść na dworzec trzeba mieć kupiony bilet i okazać dokument tożsamości) zaczął z nami rozmawiać jeden z policjantów.

Ubrany po cywilnemu, zdaje się, że jakaś szycha ;) Miał całonocny dyżur i ewidentnie wyjątkowo mu się nudziło. A jako, że cały czas trzymał nasze paszporty, te kilka kolejnych godzin, chcąc, nie chcąc musieliśmy z nim przegadać.

Nasz pociąg dojeżdża do miejscowości Urgench. Dalej można pojechać prywatnym taxi (jakieś 30 minut) albo trolejbusem (ok. 2 godzin). My wybieramy tą pierwszą opcję. Udaje się wytargować 10.000 SOM za cały przejazd (jakieś 10zł). Kierowca liczył zapewne, że zgarnie prowizję za odstawienie nas do jakiegoś hotelu.

My jednak staramy się zawsze postępować według jednej zasady przy wyborze noclegów. Nie korzystamy z naganiaczy, tylko Kasia zostaje z bagażami a ja ruszam na spacer po okolicy. Po obejrzeniu różnych miejsc, zawsze łatwiej jest się też targować o cenę w tym, które nam się spodobało. To zawsze się sprawdza.

Więc tym razem taksówkarz przekombinował i nie zarobił na nas. Oczywiście nie omieszkał nam powiedzieć co myśli na ten temat. Dziwne, ale taksówkarze na całym świecie są tacy sami. Choć chyba jednak nie powinno mnie to dziwić. W każdym razie, gdy tylko jest to możliwe, to wolę ich unikać. Ciekawe czy UBER i tam się kiedyś pojawi ;)

A więc Chiwa. Chyba najciekawsze z tych trzech miast. A przynajmniej nam się najbardziej podobała. Znaleźliśmy śliczny a zarazem wypasiony hotel w samym sercu starego miasta. Początkowa cena wynosiła 60$ za noc. Tym razem już bez nieporozumień językowych, udało mi się utargować na 25$ za pokój za noc.

W mieście kupujemy bilet wstępu, na który przez trzy kolejne dni (formalnie 2, ale uprzejma pani, po dłuższej rozmowie wpisuje nam trzy), można zwiedzić większość zabytkowych obiektów w mieście.

Miasto robi naprawdę duże wrażenie, jesteśmy nim zachwyceni. Do tego tuż za murami miejskimi, minute drogi od naszego hotelu, usytuowany jest lokalny targ. Czyli to co lubimy najbardziej.

Tylko te temperatury. Podobno tutaj sięgają już 50 stopni Celsjusza, a mogą i je przekraczać. Nie przypuszczałem do tej pory, że upały potrafią być aż tak męczące. Ale jakoś dajemy radę. Podstawa to codzienny arbuz :)

Nadal objadamy się też szaszłykami. Jak na razie, jeszcze nam się nie znudziły.

Wieczorem, zaś jedną z ciekawszych opcji jest możliwość obejrzenia zachodu słońca z wieży widokowej na murach miejskich, oraz z diabelskiego młynu nieopodal starego miasta.

Warto, bo widoki są wspaniałe.

Chiwa

Chiwa

Chiwa

Chiwa

Chiwa

Chiwa

Chiwa

Chiwa

Chiwa

Chiwa

Chiwa

Chiwa

Chiwa

 

Kazimierz Pawłowski
Kazimierz Pawłowski

Podróżnik. Pilot wycieczek, miłośnik sportów nie tylko ekstremalnych. Zapraszam na autorskiego bloga poświęconego moim pasjom.

Nie potrafię usiedzieć na jednym miejscu. Na co dzień pracując jako pilot wycieczek spędzam znaczną cześć roku w podróży. Lubię wracać do domu, przespać się we własnym łóżku, spotkać ze znajomymi, a przede wszystkim spędzić czas ze swoją narzeczoną. Odpocząć. Ale gdy za długo jestem w domu, wyjeżdżam na własne wakacje :) A przygodami z nich dzielę się na tym blogu.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *