Oaza na jedwabnym szlaku. Pełne uroku, niewielkie miasteczko, pośrodku niczego. Przyklejone do Sahary, znaczy do piaszczystej pustyni z wielkimi wydmami. Jedziesz autobusem miejskim do końca miasta i stajesz na parkingu nad którym wznosi się wielka wydma. A pod nią kolejny parking, tym razem dla wielbłądów. I wielbłądzia myjnia ;) Szczęka opada! Jest po prostu bajkowo pięknie.
Za 80RMB od osoby wykupiliśmy sobie przejażdżkę po pustyni na wielbłądach. Turystów jest tu co niemiara, więc karawana podąża za karawaną, pot leje się z czoła, a widoki wokół rozbrajają. Uwielbiam takie krajobrazy. Wspinamy się po wydmie. Postój, kolejny wielbłądzi parking. Teraz można się samodzielnie wspiąć na szczyt góry z pisaku. I po prostu podziwiać okolicę, lub korzystać z przygotowanych atrakcji jak zjazdy na deskach po piasku.
Przyjechaliśmy tu w o idealnej godzinie – koło osiemnastej. W sam raz aby zakończyć wycieczkę po zachodzie słońca, gdy już jest o wiele znośniejsza temperatura. A przede wszystkim aby podziwiać zachodzące za wydmami słońce.
Nie będę się zanadto rozpisywał nad widokami, zapraszam do galerii poniżej. Zdjęcia najlepiej oddadzą to co udało nam się zobaczyć.
Będąc tutaj koniecznie trzeba się też wybrać do Moggao Caves. Buddyjskie groty z przepięknymi freskami. Tutaj też odkryto na początku XX wieku komorę wypełnioną licznymi skryptami, perłę wiedzy archeologicznej.
W Dunhuang, które dodaliśmy do naszej trasy w ostatnim momencie, można spokojnie spędzić kilka pięknych dni. Nie tylko jeżdżąc po okolicy, ale też rozkoszując się samym miastem.
Przyklejone do Sahary ?